czwartek, 19 września 2013

'Sołdat' Nikołaj Nikulin

  Wspomnienia żołnierza Armii Czerwonej. Wspomnienia opisujące prawdę, realizm, odczucia zwykłego człowieka nagle zwerbowanego do wojska, nie mającego żadnego przygotowania do tego typu zadania. Mającego nadzieję, że wojna, o której dochodzą słuchy, przejdzie obok.
  Swego rodzaju świadectwo, które burzy mit 'cudownej ojczyzny'.

  Książkę, pomimo, że to wspomnienia historycznych wydarzeń, czyta się z wielkim zaangażowaniem.
  Dosłowne i nie przebrane w opisach przeżycia z pierwszej linii frontu, opisy scen, obrazów, pomagają czytelnikowi zrozumieć rzeczywistość zdarzeń i choć w małym fragmencie wyobrazić sobie ogrom tragicznych przeżyć, zmuszanych do walki żołnierzy.

"Wojska szły do ataku popychane przez strach. Przerażające było spotkanie z Niemcami, z ich karabinami maszynowymi i czołgami, z całą tą ogniową maszynką do mielenia mięsa. Nie mniejszy strach wywoływała nieubłagana groźba egzekucji. Żeby utrzymać w posłuszeństwie amorficzną masę źle wyszkolonych żołnierzy, rozstrzeliwano przed walką. (...)"

"Dowództwo również było mało myślące: albo tępaki, albo męty zdolne jedynie do okrucieństwa. „Naprzód!” - i tyle. Dowódca mojego pułku piechoty w 311 Dywizji awansował na to stanowisko, jak mówiono, z funkcji dowódcy oddziału łaziebnopralniczego. Okazał się niezwykle uzdolniony w bezmyślnym prowadzeniu ludzi naprzód. Mnóstwo razy uśmiercał swoje oddziały, a w przerwach pił wódkę i tańczył cyganoczkę."

"(...) Żołnierze nie są zachwyceni, jak się komuś polepsza - oznajmił Szmul, przełykając ostatni kęs chleba. - Raczej na odwrót."

"Wielki Stalin, nieobarczony ani sumieniem, ani moralnością, ani przekonaniami religijnymi stworzył wielką partię, która zdeprawowała cały kraj i zdusiła wolną myśl. Stąd też nasz stosunek do człowieka. (...)"

" Zresztą, wojna zawsze była podłością, a armia - instrumentem zabójstwa. Nie ma wojen sprawiedliwych, wszystkie one są - mimo różnych uzasadnień - nieludzkie. Żołnierze zaś zawsze byli nawozem. Zwłaszcza w naszym wielkim mocarstwie i szczególnie w czasach socjalizmu. (...)"

" Powinieneś być gotów umierać nie tylko teraz, lecz stale. Dziś ci się udało, śmierć przeszła obok, ale jutro znów trzeba iść do ataku. Znów trzeba ginąć. I nie heroicznie, a bez pompy, bez orkiestry i przemówień, w brudzie, w smrodzie. Twojej śmierci nikt nie zauważy: legniesz w wielkim stosie trupów przy torach kolejowych i zgnijesz, zapomniany przez wszystkich (...)"

" Nie rozmyślaliśmy nad tym i nie szukaliśmy uzasadnień. Dalecy byliśmy od tego. Po prostu wstawało się i szło, dlatego że TRZEBA! Uprzejmie wysłuchiwaliśmy z ust politruków błogosławieństw na drogę; nieporadnej przeróbki tępych i pustych wstępniaków gazetowych - i szliśmy. Wcale nie zapaleni jakimiś ideami czy hasłami, a dlatego że TRZEBA."


" Ci, którzy zwyciężali; albo polegli na polu walki, albo rozpili się przytłoczeni powojennymi trudnościami. Bo przecież nie tylko wojna, ale i odbudowa kraju była na ich rachunek. Ci z nich, którzy jeszcze żyją, milczą, złamani. Zostali u władzy i zachowali siły inni; ci, co zaganiali ludzi do łagrów, ci, co zaganiali do bezmyślnych, krwawych ataków w czasie wojny. Oni mieli na ustach imię Stalina, oni i teraz krzyczą o tym. Nie było na pierwszej linii: „Za Stalina!” Komisarze; próbowali wbić nam to do głów, ale w czasie ataków komisarzy nie było."

" Jedzenia nie zawsze wystarczało. Oprócz tego, kto tylko mógł, kradł bez wstydu i wyrzutów sumienia. Żołnierz zaś powinien był to przemilczeć i cierpliwie znosić. Taki już jego los. Jednym słowem, jak zawsze bałagan i niedbalstwo."

" Po upływie wielu lat oceniam, że inaczej być nie mogło, ponieważ ta wojna różniła się od wszystkich naszych poprzednich wojen nie sposobem jej prowadzenia, a jedynie rozmachem. Uwidoczniła się nasza cecha narodowa: wykonywać wszystko maksymalnie źle przy maksymalnej utracie sił i środków."

" Było mu już wszystko jedno, jaka tam walka... Był głodny i przestraszony. Wszyscy przywykli: żołnierze - do umierania, dowództwo - do uśmiercania."

" Widok robił wrażenie. Gruby metal pancerzy czołgowych był przeszyty pociskami przeciwpancernymi. Warstwy stali rozerwane, skręcone w spiralę lub powyginane na podobieństwo postrzępionych płatków kwiatów. Niektóre czołgi rdzawe; spłonęły, na niektórych widać brunatną, zaschniętą krew, a na innych leżały jeszcze okaleczone zwłoki czołgistów..."




niedziela, 18 sierpnia 2013

niedziela, 26 maja 2013

'Chłopiec w pasiastej piżamie' John Boyne


  Pytania, które cisną się na usta, zadawane przez dziewięcioletniego chłopca.

  Powstało i zapewne powstanie wiele książek o obozach koncentracyjnych, tym razem historia opowiedziana oczami dziecka, które wychowując się w przykładnej niemieckiej rodzinie, mając za ojca komendanta w obozie, obserwuje z okna swojego pokoju życie za ogromnym drucianym płotem.
  Próba zrozumienia potrzeby stłoczenia tak wielkiej ilości 'sąsiadów' w jednym miejscu, sposobu ich życia. Prowadząc codzienne konwersacje z zaprzyjaźnionym chłopcem, mieszkającym 'po drugiej stronie', słuchając jego opowieści, próbuje dostrzec wspólne podobieństwa. Cieszy się, kiedy swoje małe, życiowe problemy, może porównać do problemów z opowieści przyjaciela, nie zdając sobie sprawy, jak głęboka przepaść dzieli ich wydającą się, podobną codzienność. 
  Całkowicie zagubiony, nie potrafiący się odnaleźć w dziejącej się wokół niego rzeczywistości, z pytaniami, na które dostaje znikome lub wymijające odpowiedzi.
  A jednocześnie budujący mądre i dojrzałe przemyślenia.
  Z drugiej strony ogromny tragizm losów ludzi, opowiadany ustami chłopca, który tylko we wspomnieniach pamięta jeszcze czasy beztroskiego dzieciństwa.
  
  Książka napisana prostym ale mądrym językiem, często zostawiająca puste miejsce pomiędzy wydarzeniami, wymagając przemyślenia i dopowiedzenia faktów pomiędzy wierszami.

  Czym zakończy się tak szybka i niespodziewana przyjaźń? Czy emanująca z chłopców niewinność pozwoli przetrwać Szmulowi ciężkie chwile i zagrać z Brunonem z piłkę w Berlinie?
  Jakie zakończenie dla tak niezwykłej przyjaźni przewiduje dla chłopców los?

"(...) Nauczę Cię nowego zwrot - rzekła. - To znaczy: fatalną sytuację musimy spożytkować jak najlepiej."

"Ciekawe, czemu ojciec przyjął pracę w tak paskudnym miejscu i na dodatek z tyloma sąsiadami? Przecież to kompletnie bez sensu."

"Smutni ludzie nie zawsze są zadowoleni, kiedy się ich o to pyta, choć niektórzy mówią o tym z własnej woli i zdarza się nieraz, że potem tak o swym nieszczęściu opowiadają miesiącami, w kółko (...)"

"(...) Żołnierze nie są zachwyceni, jak się komuś polepsza - oznajmił Szmul, przełykając ostatni kęs chleba. - Raczej na odwrót."

piątek, 24 maja 2013

'Kochanice króla' Philipa Gregory

  Czyli kolejna z serii "Historia nie tylko dla historyków" :)

O Philipie Gregory słyszałam już kiedyś ale dopiero teraz sięgnęłam po jedną z Jej najbardziej znanych powieści.
  Mając już za sobą kilka książek opartych na dziejach historycznych, byłam bardzo ciekawa, jak Philipa poradzi sobie z ubraniem historii w słowo przystępne dla umysłu ścisłego oraz, jaki będzie efekt odzwierciedlenia prawdziwych wydarzeń i faktów w powieści.

  Wrażenia? Postanowiłam podzielić się nimi jeszcze zanim przebrnęłam przez książkę. Chociaż słowo 'przebrnęłam' jest całkowicie nie na miejscu. 'Kochanice króla' czyta się z ogromną przyjemnością, całkowicie nie mając wrażenia, że bierze się udział w wydarzeniach, które rzeczywiście miały miejsce w szesnastowiecznej Anglii.

  Historia dwóch sióstr Boleyn na dworze Henryka VIII. Czasy, w których o własnym losie decyduje najbliższa rodzina, w których jedynym sposobem na ułożenie własnego życia według swojego schematu i pragnienia, jest snucie kolejnych intryg i nadzieja, że potoczą się one według zamierzeń.
  Nawet miłość siostrzana nie zwalnia od rywalizacji o lepsze zamążpójście  i zdobycie bardziej znaczącego tytułu przed własnym imieniem.
  Dwie bliskie sobie, a jednak całkowicie różne kobiety, jeden mężczyzna, zmieniający obiekty swoich pragnień w zależności od widzimisię oraz konieczność zrealizowania planu narzuconego przed rodzinę, z wiszącą nad głową groźbą przyniesienia wstydu najbliższym i srogimi konsekwencjami podczas najmniejszych uchybień.
  A przy tym barwny opis dworu królewskiego za panowania Tudorów, wątki z panującej tam codzienności oraz niezwykle przyciągająca uwagę postać pierwszej żony Henryka VIII - Katarzyny Aragońskiej.

  Znając realne dzieje i losy obu sióstr, książkę czyta się z ogromną ciekawością i zainteresowaniem. Po tak opowiedzianej historii, aż chce się sięgać po jeszcze, po dalej, poznawać prawdziwe fakty z dostępnych źródeł.

  Przede mną dalsza lektura i dwa zadania: ocena zgodności wątków z realnymi wydarzeniami oraz porównanie scenariusza filmu, opartego na powieści, czyli na ile jego autor pozwolił sobie pofolgować :)


niedziela, 12 maja 2013

'Ja, Klaudiusz' Robert Graves

Biorąc ją po raz pierwszy do ręki, poczułam lekkie zniechęcenie.
Małe, ciasno stłoczone literki, znikome dialogi, ogromna ilość suchego tekstu. Pomyślałam sobie, że ciężko będzie mi przez nią przebrnąć ale z postanowieniem  'zawzięcia się', zaczęłam.

Przeczytałam, a w zasadzie, to nie pamiętam kiedy ale pochłonęłam ją !
Aż trudno uwierzyć, że to powieść historyczna. Napisania niesamowicie przyswajalnym językiem, historia ubrana w czytaną z zapartym tchem opowieść o losach Rzymu, od upadku Juliusza Cezara, przez Augusta, Tyberiusza, aż do końca rządów Kaliguli i okrzyknięcia cesarzem Klaudiusza.
Pisana w formie autobiograficznych wspomnień, opowiadanych przez niesamowitą postać, jaką był Klaudiusz.
Książka pisana na podstawie historycznych faktów, przeplatanych domyślnymi sytuacjami, kiedy nie było poparcia wśród pozostałości ze starożytności.

Pomimo bardzo wciągającej fabuły, potrzeba się nad nią skupić, ponieważ nadmiar faktów i samych imion może spowodować lekki mętlik. Ale od czego są w końcu drzewa genealogiczne ... :)

Jedno jest pewne ... fascynacja Starożytnym Rzymem gwarantowana :)

niedziela, 28 kwietnia 2013

'Katarzyna Wielka. Gra o władzę' Ewa Stachniak

Od jakiegoś już czasu zaczęłam interesować się losami i historią Katarzyny Wielkiej, dlatego z ogromną radością przyjęłam wiadomość o książce Ewy Stachniak.
Książka, której jednym z elementów zachęcających jest okładka.
Przepięknie wydana, zanim zaczęłam ją czytać, celebrowałam się chwilą, kiedy trzymałam nią w dłoniach.

Ale przejdźmy do jej wnętrza.
Podeszłam do niej z pewną rezerwą, mając nadzieję, że nie jest to fikcyjna opowieść, ubrana w wątki, których głównym celem będzie komercyjne przyciągniecie czytelników.
I nie zawiodłam się.
Książkę czyta się bardzo szybko i z ogromną przyjemnością.
Autorka w barwnie stworzonej opowieści, przedstawia życie na carskim dworze.
Poznajemy codzienność cesarzowej Elżbiety i Piotra oraz całego dworu. Historię obserwujemy oczami dworki carycy, poprzez jej życie, jej perypetie, okoliczności, z jakimi musiała się zmierzyć, aby dostać się do najbliższego otoczenia władzy najwyższej, a docelowo zostać przyjaciółką i powiernicą Katarzyny, wnikamy w mające tam miejsce   sytuacje.
Afery, szpiegostwa, manipulacje, ściany i podłogi, w których najmniejsza szparka jest źródłem podsłuchu, wszelkie wyszeptane słowa i naprędce palone listy.
Ubrana w historyczne tło, bezwzględna postać Elżbiety, beztroski i nieodpowiedzialny Piotr, walcząca o swoje Katarzyna, starająca się przetrwać, ofiara pałacowych intryg, zmuszona do szpiegostwa Warwara Nikołajewa.

Piękne wydanie, staranny język, poparta faktami historycznymi barwna opowieść o jednej z najsłynniejszych władczyń Rosji. Nie jest to pełna opowieść historyczna ale przemycone wątki pozwalają odnieść całość do prawdziwych faktów.

sobota, 6 kwietnia 2013

'Manitou' i 'Dżinn' Graham Masterton

  Zachęcona rekomendacjami sięgnęłam po słynnego Mastertona.
Czego się spodziewałam?
  Niesamowitych opowieści, przesiąkniętych atmosferą grozy od wstępu, aż do zakończenia.
A co otrzymałam?
  Bardzo ciekawie stworzone opowiadania, o bardzo wciągającej fabule ale czy można się przestraszyć ... ?
  Początek 'Manitou' rzeczywiście przysparzał momenty, w których jakiś dreszcz mógł się pojawić, natomiast już później raczej go nie było.
  Tym, co spodobało mi się szczególnie w pierwszej części cyklu, był sposób powstania, a właściwie odrodzenia się złej mocy, czyli moment określenia przez lekarzy rodzaju schorzenia kobiety. Wtedy chyba rzeczywiście czytałam książkę z otwartą ze zdumienia buzią. Poza tym, nawet do tej pory, kiedy to siedząc w pracy, czuję czasem wibrującą podłogę, przychodzi mi na myśl Masterton :)
Natomiast druga część, 'Dżinn', była już całkowicie przewidywalna, nawet to, kim jest pewna Dama do towarzystwa, dało się wcześniej wyczuć. Mimo to,
 trzymała w napięciu.

  Jeśli ktoś ma ochotę na bardzo wciągającą lekturę, z dreszczykiem emocji, zdecydowanie polecam.
  Teraz chwila odpoczynku od Mastertona, a potem powrót do kolejnych części serii i dalszych powieści grozy.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

'Wielki Gatsby' Francis Scott Fitzgerald

  Bardzo krótka i szybka powieść - takie określenie nasuwa się zaraz po przeczytaniu.
  Ameryka lat 20stych XX-go wieku, początek prohibicji, nielegalny handel alkoholem i szemrane interesy, a wszystko to w otoczeniu przepychu i bogactwa.
  Historia opisana oczami młodzieńca, który dzięki nowemu sąsiadowi, wkracza w świat wiecznych imprez, pogoni za pieniądzem, wyznaczającym priorytety i wartości.
  Ludzie liczą się tylko wtedy, kiedy można z nimi ubić interes, kiedy pokazanie się w ich towarzystwie przyniesie jakąkolwiek, z założenia materialną korzyść. Niekończące się imprezy i zabawy, organizowane tylko i wyłącznie 'bo tak trzeba'. 'Przyjaciele' dotąd nie odstępujący na krok, nagle nie znajdują czasu i ochoty, aby uczestniczyć w pogrzebie tego, który prowadził tak dostanie życie. Bo przecież oddanie hołdu takiej osobie oznaczałoby, że prowadziło się z nim nielegalne interesy. Upadek moralności i znaczenia prawdziwego człowieczeństwa, a w tym wszystkim niespełniona i nieszczęśliwa, prowadząca do tragedii miłość kogoś, który materialnie osiągnął już prawie wszystko.
  'Wielki Gatsby' to właśnie opowieść o Ameryce tamtych lat i roli pojedynczego człowieka, w oczach kogoś, kto próbuje się w tym wszystkim odnaleźć.  
  Może jedynie zabrakło mi odczuć Gatsby'ego, jako konfrontacji, a może i dopowiedzenia prawdziwości słów obserwatora.

  Z wielką niecierpliwością czekam na najnowszą ekranizację powieści, która już za chwilę ma się pojawić w kinach.

  Jednym słowem - książkę bardzo polecam. 

sobota, 30 marca 2013

'Szklany klosz' Sylvia Plath

  Podobno opisała tu końcowy, pewnie mający największe znaczenie fragment swojego życia, kiedy to potem popełniła samobójstwo.
  W książce wyczuwa się nastrój feministyczny, wydarzenia z uczestnictwem mężczyzn otrzymują negatywne recenzje z oczach kobiet, są przedstawiani w złym świetle. Kobiety wiodą prym, jako główne bohaterki powieści.
  Początkowo poznajemy wcale nie piękny świat nowojorskich 20sto latków, opisywany przez pisarkę. Potem przeżywamy pierwsze niepowodzenie zawodowe bohaterki. Trafiamy do jej domu rodzinnego, jesteśmy z Nią, próbującą odnaleźć swój sposób na życie. Tu tak naprawdę Jej choroba rozwija się i zostaje otwarcie zauważana, trafiamy do szpitala psychiatrycznego, gdzie przeżywamy z Nią tamtejszą codzienność.
  W całej powieści panuje dość smutny, pesymistyczny nastrój, od pewnego momentu towarzyszymy pisarce w osiągnięciu przez Nią jednego celu - popełnienia samobójstwa.
  Książka napisana językiem, który nie pozwala się od niej oderwać. Często przeplatana nagle wprowadzanymi wątkami, jakby nagłymi spostrzeżeniami pisarki. 
  Poznajemy świat osoby z zaburzeniami psychicznymi i towarzyszymy Jej w codziennych zmaganiach ze sobą i swoją chorobą.


"(...) Jest coś szalenie demoralizującego w widoku dwojga ludzi, którzy najwyraźniej dostali bzika na swoim punkcie, szczególnie jeżeli się jest jedyną postronną osobą w pokoju.
Można to tylko porównać do uczucia, jakiego doznaje się na przykład, odjeżdżając z Paryża ostatnim wagonem pociągu towarowego, który, jak wiadomo, ma okienko z tyłu. Z każdą sekundą miasto maleje i maleje, a człowiekowi się zdaje, że to nie miasto maleje, tylko on, że to on staje się coraz mniejszy i mniejszy, samotny i coraz bardziej samotny bo oddala się z szybkością miliona kilometrów na godzinę od świateł wielkiego miasta i od wszystkich kotłujących się tam spraw."


" Zdawałam sobie sprawę, że ludzie już się orientują, że nie mam piątej klepki, i że prędzej czy później – mimo że matka usiłuje być bardzo dyskretna – bez większego trudu przekonają ją, żeby mnie oddała do zakładu dla umysłowo chorych pod pretekstem, że tam mnie może wyleczą.
Ale mój wypadek był nieuleczalny."

"I tak stałam i karmiłam nocny wiatr moją garderobą, sztuka po sztuce. Jak popioły drogiej zmarłej osoby, nędzne strzępy mojej niedawnej świetności ulatywały w dal i padały na chybił trafił, nie wiadomo gdzie, w głąb dalekiego niewidzialnego serca miasta."


"Na każdej gałęzi wisiała dojrzała fioletowa figa, symbol jednej z czekających mnie w życiu szans.(...)
Wyobrażałam sobie, że siedzę na tym drzewie i umieram z głodu, ponieważ nie mogę w żaden sposób zdecydować, którą figę zerwać. Miałam ochotę na wszystkie, na absolutnie każdą z tych fig z osobna, ale zerwanie jednej oznaczało automatycznie rezygnację z pozostałych, więc siedziałam, aż figi zaczęły się marszczyć, czernieć i jedna za drugą spadały na ziemię."


"(...)Tylko że ja nie sterowałam ani tym miastem, ani w ogóle niczym, nawet własnym losem. Po prostu telepałam się z hotelu do redakcji, z redakcji na przyjęcie, z przyjęcia do hotelu, z hotelu do pracy jak bezwolny trolejbus. Powinnam się była chyba cieszyć tym wszystkim i przejmować jak inne dziewczyny, ale jakoś nie umiałam wykrzesać z siebie żadnej reakcji. Było mi obojętnie i bardzo pusto – tak musi być w oku cyklonu.
Absolutna cisza w samym środku szalejącego żywiołu."


"Ostatecznie chciałam przeżyć, ile się da.
Szalenie lubię przyglądać się ludziom znajdującym się w podbramkowych sytuacjach. Wypadek drogowy, bójka uliczna, embrion pływający w słoju pełnym spirytusu.
Interesuje mnie wszystko. Stoję i gapię się tak intensywnie, jak gdybym to chciała zapamiętać na całe życie.
W ten sposób nauczyłam się bardzo wielu rzeczy i nawet wtedy, kiedy przerażają mnie albo przyprawiają o mdłości, niczego po sobie nie pokazuję i zawsze udaję, że dokładnie tak to sobie wyobrażałam."

"Odkryłam, po dłuższych zresztą trudnościach z łyżkami i widelcami, że najlepiej jeść, jak się człowiekowi żywnie podoba, ale za to z wielką pewnością siebie oraz z dużą dozą arogancji, jak gdyby się doskonale wiedziało, co należy robić, ale miało to w głębokiej pogardzie. Nikomu nie wpadnie nawet do głowy, że jest się źle wychowaną osobą albo że się ma złe maniery. Po prostu zyskuje się opinię osoby oryginalnej i zabawnej."







poniedziałek, 25 marca 2013

'Oko jelenia' Andrzej Pilipiuk

  Do serii 'Oko jelenia' i Pilipiuka przymierzałam się dość długo.
  Między innymi dlatego, że fantastyka nigdy nie była gatunkiem, po który chętnie sięgałam. I teraz mogę otwarcie stwierdzić, w jakim błędzie byłam.
  Pierwsza część serii, czyli 'Droga do Nidaros' zaczyna się w czasach współczesnych, od momentu zniszczenia życia na Ziemi. W tych okolicznościach poznajemy dwójkę głównych bohaterów, którzy godząc się zostać niewolnikami istoty z innej planety, oszczędzają swoje życie ale zostają przeniesieni w przeszłość, gdzie spotykają Helenę. Zaczynają wypełniać powierzoną im misję ...
  I tak, jak być może początkowe kawałki książki nie wciągają na zasadzie niemożliwości oderwania od lektury, tak później już rzeczywiście, czeka się tylko na moment ponownego spotkania z Markiem, Staszkiem i Helą. I tak już do samego końca, przez wszystkie sześć części serii.
  'Oko jelenia' to nie tylko kolejna opowieść o przygodach w otoczeniu świata fantastyki ale swoim przeniesieniem czytelnika do świata XVI-wieku, a konkretnie Norwegii, można liznąć odrobinę historii, np. odnośnie Hanzy, czy poznać wyznawców ówczesnych religii.

  Czytając Pilipiuka, cały czas ma się wrażenie, że jest się współtowarzyszem przygód trójki bohaterów, że razem z nimi przebywa się w tamtych czasach i tamtym otoczeniu.
  Czas przy Pilipiuku mija niepostrzeżenie, a po zakończeniu, trudno jest wrócić do spraw bieżących i tak po prostu zapomnieć o Marku, Staszku i specyficznej Heli.

niedziela, 10 lutego 2013

'Bezradnik małżeński' Polly Williams


   Wydawałoby się typowo babska, lekka, bez morału, do przeczytania i zapomnienia.
A jednak jest inaczej.
   Dzięki temu, iż w historię opisującą problemy młodej matki i mężatki zaangażowane są jej przyjaciółki, czy przypadkowo napotkane kobiety, książka przybliża nam portrety różnych kobiet i całkiem różnych sytuacji życiowych. W sposób czasem śmieszny, a zarazem trzymający w napięciu i dający do myślenia, dostrzegamy momenty, które spotykają każdą z nas, w życiu małżeńskim, w relacjach damsko-męskich, pokazuje proste rozwiązania w sytuacjach, które nieświadomie mogą doprowadzić do większych komplikacji.
   Prosta rozmowa, szczerość, zatrzymanie się na chwilę i stałe pielęgnowanie związku, czyli tak niewiele, a taka wielka nagroda. 


"(...) Ileż można czytać? Zwłaszcza z moim słabym wzrokiem. A przestawienie się na audiobooki byłoby jak kapitulacja. Wózek inwalidzki.(...)"

"(...) Unosi wyregulowaną brew i marszczy czoło. Nabieram przekonania, iż nie trzeba się obawiać starości. Nawet ona moze być atrakcyjna. Podoba mi się sposób, w jaki przeżyte doświadczenie wyryło mapę na jej twarzy (...)"

"(...) Moja droga, małżeństwa rozpadają się zawsze z powodu drobiazgów. Nigdy z powodu dużych problemów. Z prawdziwymi przeciwnościami można walczyć. Tymczasem drobnostki zjadają od środka, jak termity (...)"


"(...) Życie innych ludzi bardzo mnie intryguje. Żadna książka tak nie wciąga (...)"


"(...) Łatwo jest być zakochanym, prawda? Kochać kogoś o wiele trudniej (...)"

sobota, 2 lutego 2013

'Pokój' Emma Donoghue


Książę na początku czytałam fragmentami, ponieważ zawsze coś mi przeszkadzało.
A to zbliżał się przystanek i trzeba było wysiąść, a to jakaś nowa książka pojawiła się w zasięgu ręki.
Ale tyle razy, ile odkładałam 'Pokój' na bok, z podwójną prędkością do niego wracałam.

Tej książki nie da się tak po prostu przeczytać. Towarzyszą jej wszelakie uczucia, łącznie z zaskoczeniem niedowierzaniem, podziwem, a nawet smutkiem i łzami.

A co tak przyciąga? Na początku nasuwa się pytanie: co takiego można zamieścić w książce, opowiadającej  o matce i dziecku zamkniętych przez kilka lat w jednym pokoju, dla których jest on całym światem.
Dla chłopca Nazewnątrz istnieje tylko w telewizji i poprzez księżyc, jako buzia Pana Boga, widziana przez jedyne okienko w dachu ich pokoju. Ich przetrwanie uzależnione jest tylko od humorów więzionego ich oprawcy. Matka, która stara się, aby chłopiec pod każdym względem rozwinął się, jak dziecko wychowywane w normalnych warunkach, opierając się na telewizji, bajkach, książeczkach dla dzieci i własnych opowieściach ....

A przy tym niesamowita opowieść językiem pięcioletniego chłopca, spojrzenie na całość jego oczami.

Tej książki nie da się opisać, ją trzeba przeczytać, przeżyć i nie zapomnieć.

"(...) Myślę, że czas się rozprowadza po świecie cienko jak masło, po drogach i domach i placach zabaw i sklepach, tak że na każdym miejscu jest tylko troszkę rozsmarowanego czasu, a potem każdy musi pędzić do następnej porcji.

I tak samo jak patrzę na dzieci, to myślę, że dorośli ich nie lubią, nawet rodzice.

Mówią, że dzieci są śliczne i takie słodkie, każą dzieciom coś robić jeszcze raz, żeby mogli to sfotografować, ale nie chcą się z nimi tak naprawdę bawić, wolą pić kawę i rozmawiać z innymi dorosłymi.(...)"

niedziela, 20 stycznia 2013

'Z pamiętnika młodej mężatki' Marta Skiera



  Książka idealna na szybkie niedzielne popołudnie.
  Nie odkrywa świata, nie wnosi przemyśleń i zmian w życie czytelnika ale pokazuje zwyczajne życie młodej matki i mężatki.
  Codzienne problemy z maleńkimi dziećmi, próby godzenia pracy z domem. Ułożony w formie dziennika opis prób ogarnięcia logistycznego świata, w którym pojawia się jedno, a za chwilę drugie dziecko, a przy tym mąż, który wiecznie będąc nieobecnym, pozostawia wszystko na głowie młodej żony.
  Książka napisana z humorem, bije od niej ciepło i normalność, przedstawia prawdziwe blaski i zalety macierzyństwa.
  Dla mnie, jako kobiety, czytana z prawdziwą przyjemnością, pozwalająca na chwilę przenieść do namacalnego świata innej kobiety i każąca uzmysławiać sobie, że skoro tego dnia dało się radę, to kolejny również będzie zwyciężony :)


"(...) Dlaczego ludzie uciekają przed deszczem? Przecież deszcz to tylko woda, a woda to życie ... Moje dni są jak spacer w deszczu - wciąż mam nadzieję, że w końcu zaświeci słońce. 
No i deszcz jest fajny przede wszystkim dlatego, że po nim zawsze wychodzi słońce. Deszcz ma słońce wpisane w swoja naturę. No a bez deszczu nic by nie było...
I tak spacerowaliśmy, spacerowaliśmy i spacerowaliśmy.
A potem przestało padać."