"(...) To, co w tej chwili robimy - rzekł Halski kładąc ręce w kiedzeni - nazywa się flanowaniem. - Uhm - przytaknęła Marta bez pośpiechu. - Żródlosłów francuski, czyż nie?... - Tak. Oznacza wałęsać się po mieście bez określonego celu. - Uhm... Nie wiedząc, po co się to czyni i dokąd zmierza. - Wiedząc tylko jedno: że chce się, aby ten stan trwał jak najdłużej. (...)"
Kiedy pierwszy raz czytałam książkę, zafascynowała mnie i wciągnęła całkowicie.
Łapiąca głębszy oddech powojenna Warszawa, kryminał, romans na tle zrujnowanej stolicy ... i te tajemnicze, bijące białym blaskiem oczy, opisane tak, że kiedy się o nich czyta, dreszcz przechodzi po ciele.
Czytając książkę, czuje się, jakby się było częścią miasta tamtych czasów.
Powieść skłoniła mnie do odnalezienia miejsc, które Tyrmand opisuje.
Warszawa śladami Złego
I jeszcze jeden cytat:
"(...) Uczynił typowy warszawski gest określający wymownie, przy pomocy lekkiego uderzenia nasadą dłoni w czoło, jak wielkie znaczenie w życiu ma kartezjańska zasada "Myślę, więc jestem", upowszechniona w Warszawie przy pomocy dewizy: "Czaszka pracuje". Po czym wstał i podszedł do Meteora (...)"